sobota, 19 kwietnia 2014

Rozdział 4



-Julia!- Wydarłam się na całe gardło, gdy zobaczyłam, że dziewczyna spada z deskorolki. Podbiegłam, a raczej podjechałam, bo na nogach miałam rolki. Upadłam przy niej na kolana i niezgrabnie pomogłam jej usiąść. Wtedy zobaczyłam, że jej kolano jest całe od krwi. Policzek też miała lekko obtarty, a koło nas zebrali się chłopacy, którzy wcześniej jeździli i się popisywali.
-Podajcie mi plecak. – Rozkazałam, choć żaden nie reagował – Plecak!- Krzyknęłam i wtedy dopiero ktoś zareagował. Miał dłuższe brązowe włosy, zielone oczy i nosił czapkę bejsbolówkę. Podał mi torbę, gdy się już otrząsną.
- Dziękuję. – Powiedziałam zniecierpliwiona. Wyciągnęłam wodę utlenioną, plaster i chusteczki. Ręce strasznie mi się trzęsły podczas opatrywania Julii. Zaczęłam od nogi, bo wydawała mi się w znacznie gorszym stanie w porównaniu do otartego policzka. Polałam jej kolano wodą, ale ku mojemu zdziwieniu w cale się nie krzywiła ani nie jęczała, czego ja bym nie uniknęła. Z początku miała tylko krzywy grymas bólu to wszystko. Przez cała operację przyglądała się uważnie mi i moim ruchom. Po chwili dopiero uświadomiłam sobie, że robię takie miny jakby to mnie opatrywano. Z czasem przyszła kolej na policzek. Delikatnie podniosłam jej podbródek do góry i polałam wodą. Ja, ślamazara, zrzuciłam przy okazji ze swojego kolana chusteczki. Alex, uprzejmy, chciał mi je podać, ale Julia wręcz rzuciła się po nie. Zagrodziła mu swą ręką drogę i je podniosła patrząc wilkiem na chłopaka. On odsuną się zdezorientowany i odszedł. Dopiero wtedy zorientowałam się, że zostałyśmy same i zrobiło się już późno.
-Poczekaj tu chwilę. – Odpięłam pospiesznie rolki i ujrzałam swoje bialutkie skarpetki.- Mama mnie zabije. – Powiedziałam i zaczęłam na palcach biec w stronę moich butów. Gdy wcisnęłam je na nogi podeszłam do Julii i pomogłam jej wstać.
-Skąd ty miałaś wodę utlenioną? – Zapytała
-Z nieba mi spadła, wiesz?! - Gdy to powiedziałam moja przyjaciółka miała zdziwioną minę, chyba w to uwierzyła- No coś ty! Zawsze noszę przy sobie takie rzeczy. Przy moim szczęściu nigdy nic nie wiadomo.
W drodze powrotnej Julia była strasznie smutna, mało mówiła. To głównie ja gadałam.
-Wiesz? Miałam ci już wcześniej powiedzieć, ale tak jakoś wyszło. Od kilku nocy nie mogę spać. Gdy zamykam oczy idę krętą drogą w stronę światłą. Wyciągam rękę i go dotykam, a ono mnie pochłania i wyrzuca po drugiej stronie. Otwieram oczy o widzę polanę, dookoła są drzewa. Mnóstwo pięknych kwiatów, zwierzęta. A na środku stoi on… piękny, kręcone włosy, niebieskie oczy, wysoki, muskularny. Jednym słowem mój ideał. Wtedy zza drzew wychodzą ludzie, jakby strażnicy czy coś. Oni zbliżają się do niego, a ja wstaje, chcę mu pomóc. I tu zaczynają się schody. Nie mogę. W każdą noc robię jeden więcej krok. Ja chcę go ratować oni po niego idą. I choć za każdym razem staram się biec na drodze i jak najszybciej dotknąć światła to na nic. Gdy już zrobię ten jeden krok ktoś mnie łapie od tyłu i odciąga. Zaczynam głośno krzyczeć wiadomo chcę go ratować, ale wtedy budzę Adama a on przechodzi i budzi mnie. Potem nie mogę już zasnąć. Koniec. – Popatrzyłam na nią. Szczerze? Nie spodziewałam się jej reakcji myślałam, że może mnie wyśmieje albo coś poradzi, ale ona była wpatrzona w jakiś punkt przed siebie i bardzo intensywnie o czymś myślała.
-Kiedy to się zaczęło?
-Jak przyszłam do szkoły…we wrześniu.
-W, co on był ubrany?
-Nie wiem. Na biało.
-A ci strażnicy?
-Na czarno.
-Szybko się zbliżali na pewno szybciej niż ja.
-A to światło? Opowiedz o nim.
-No cóż…jasne
-Emocje, miałam na myśli emocje.
-Więc. Im byłam bliżej tym czułam się bardziej spełniona, spragniona tajemnic. A gdy go dotykałam to było tak jakby zdradzało mi jakąś tajemnicę, przepowiednię…
-Gdy wypowiadałam ostatnie zdanie ona już mnie nie słuchała. Przesłuchanie już się skończyło. Jej twarz była ewidentnym dowodem na to, że ją olśniło. Jakby dokonała jakiegoś przełomowego odkrycia w dziejach ludzkości i nie tylko.
-Muszę iść –powiedziała.
-Julia to był tylko sen. Nie powinnam była ci o nim mówić.
-Nie! To znaczy tak. Świetnie, że to zrobiłaś. Ale naprawdę muszę już lecieć. Do zobaczenia jutro. Pa…
No i pobiegła. Wręcz poleciała w stronę swojego domu. Nawet zostawiła deskorolkę. I pomyśleć, że ma rozbite kolano.
Wróciłam do domu odrobiłam, lekcję i poszłam spać, ale coś się zmieniło. Coś…